Powszechnie wiadomo, że „Efekt Motyla” odnosi się do z pozoru nieistotnych zdarzeń, które mają wpływ na inne, o dużo większym znaczeniu. Ze względu na obecną sytuację , a zwłaszcza mojego gościa, nie mogłem wyobrazić sobie innego tytułu.
Od wielu lat mówi się o automatyzacji i zmniejszeniu zapotrzebowania na zasoby ludzkie. Nikt nie przypuszczał, a raczej nikt nie chciał wierzyć, że spadnie to na nas jak grom z jasnego nieba… I nie mam na myśli li tylko zwolnień. Chodzi też o ograniczenia kosztów związanych z najmem, mediami, flotą czy innymi opłatami administracyjnymi. Okazało się bowiem, że bez wielu usług i produktów jesteśmy w stanie się obejść. Niektóre okazały się nawet zbędne.
Czy właśnie doszliśmy do momentu, kiedy to stan pandemii na świecie spowoduje szybsze przejście do pracy zdalnej? Jak żyć w świecie, który jeszcze kilka tygodni temu wyglądał zupełnie inaczej? Czy jesteśmy w stanie poradzić sobie z tym sami, czy też zapędzeni w kozi róg i zamknięci w czterech ścianach nadal możemy być „królami życia”? Nie sądzę…
W dalszym ciągu będę trwał przy swoim i powtarzał, że najważniejsze w życiu i biznesie są relacje i komunikacja. Między innymi dzięki tym dwóm elementom możemy znaleźć odpowiednich mentorów, od których powinniśmy się uczyć. To właśnie oni, jak nikt inny, chłodnym okiem potrafią ocenić na co jesteśmy już gotowi, a na co jeszcze nie.
O nowych możliwościach w dobie kryzysu rozmawiam z Piotrem Motylem, przedsiębiorcą który od wielu lat mieszka w Bangkoku i traktuje świat jako biznesowe menu.